Fale głębokie — rozdział I

— Nie, bo znów zabrzmię jak dziwak! — warknąłem pod nosem do siebie. — Bądź cool jak na imprezie, Norbert, bądź cool!

tagnone

4.7 (3)

4.7 (3)

Gamma


OD: Monika W.
DO: Norbert Urbaniak
TEMAT: re: Luźna myśl
DATA: 21.06.2017 r., 02:49

Hej, Norbert :))

Przyznam, że nie spodziewałam się tego po Tobie. :P Cicha woda brzegi rwie, co?

W piątek mam, za przeproszeniem, total zapierdol. Kiero kazała mi zostać po godzinach, żeby pomóc takiemu Jackowi w inwentaryzacji. To dobry kolega, więc nie mogę ani tak naprawdę nie chcę odmówić.

Jeżeli jednak… pan doktor miałby wolny wieczór jutro… to powiedzmy, że dałabym się wyciągnąć na jakieś dobre szamanko, ale pod warunkiem, że to pan doktor wybrałby knajpę. Muszę wiedzieć, co jesz, by wiedzieć, czy chciałabym jadać z tobą częściej… ;)

Ciao, bello!
Moni

PS Mogłeś poprosić mnie o numer, a nie błagać Kasię o maila! Boipupa! :)


W odpowiedzi na wiadomość wysłaną do Monika W. w dniu 20.06.2017 r., o godz. 18:22.

Dobry wieczór, Moniko.

Chciałem powiedzieć, że jestem niezmiernie wdzięczny Kasi za to, iż przedstawiła nas sobie. Na przyjęciu byłaś praktycznie jedyną osobą, z którą miałem ochotę rozmawiać.

Miałem taką jedną luźną myśl. Czy sądzisz, że moglibyśmy kontynuować naszą rozmowę w cztery oczy? Kiedy będziesz miała ochotę. Nie chcę się narzucać, ale w piątek mam wolny wieczór i myślę, że spędzenie go z tobą byłoby najlepszym spożytkowaniem mojego czasu.

Norbert

Przez kilka minut czytałem tę elektroniczną wymianę wiadomości. Wertowałem wątek od góry do dołu, nie mogąc do końca uwierzyć, że ktoś, taki jak ja, naprawdę ma szansę u tak wyjątkowej kobiety, jaką jest Monika. Wreszcie obróciłem się na krześle obrotowym ku cicho szumiącemu wiatrakowi i wystrzeliłem ku niemu spoconymi pięściami:
— Tak, cholera! Tak!
Szybko wróciłem do monitora, żeby czym prędzej odpisać Monice. Nie mogłem sobie wybaczyć tego, jak sztywna była wiadomość, którą naskrobałem. Kliknąłem: „Odpowiedz”.

Witaj ponownie, Moniko.

— Nie, bo znów zabrzmię jak dziwak! — warknąłem pod nosem do siebie. — Bądź cool jak na imprezie, Norbert, bądź cool!

Moniko,

— Panie doktorze? — dobiegł mnie zza pleców głos pielęgniarki.
— Tak, pani Krysiu? — zawołałem, nie odrywając spojrzenia od monitora.
— Obudziła się pana pacjentka.
— Pani Krysiu, dosłownie za minutę przyjdę, dobrze? Muszę wysłać bardzo ważną wiadomość.
Mógłbym przysiąc, że pani Krysia pokręciła głową i przewróciła oczami, ale nic nie powiedziała. W zamian usłyszałem tylko zamknięcie drzwi za plecami.

Moniko, czwartek brzmi świetnie. Myślę o ku

Drzwi ponownie się otworzyły.
— Norbert? — dobiegł mnie tym razem głos przełożonego.
— Tak, panie ordynatorze? — Obróciłem się ze sztucznym uśmiechem na fotelu.
— Twoja pacjentka wyczekuje twojej uwagi. Jeżeli chcesz być szanowanym specjalistą, musisz sobie na to zapracować. — Wychudzony sześćdziesięciolatek z miną Brudnego Harry’ego wskazał kiwnięciem głowy kierunek, w którym mam się udać. — O ile w twojej rodzinie nikt nie umiera, cała reszta może poczekać.
— Oczywiście, panie ordynatorze. — Powstałem szybko z fotela i ruszyłem ku drzwiom. — Chcę tylko dodać, że zamierzałem za dwie minuty udać się do pani Agnieszki.
Mój przełożony nic nie odpowiedział. Lubił w zamian stosować taktykę milczenia, która doprowadzała ludzi do szału, a lekarzy — do prywatnej praktyki.
Nie chcąc nadszarpywać jego cierpliwości, szybko przeszedłem do pokoju pacjentki. Mrużąc oczy w korytarzu zalanym światłem wschodzącego słońca i jarzeniówek, starałem się ukryć przed nielicznymi spojrzeniami pielęgniarek i pacjentów moje rosnące z każdą chwilą podekscytowanie objawiające się ciepłym rumieńcem na twarzy.
Gdy tylko wszedłem do pokoju pacjentki, ujrzałem leżącą na łóżku, zaspaną, rudowłosą dziewczynę, kilka lat młodszą ode mnie. Miała multum elektrod na głowie. Uśmiechnęła się na mój widok, ale widać było, że gdyby była teraz w domu, wolałaby spać do południa. Gdyby tylko było to w jej przypadku takie łatwe.
— Jak minęła noc, pani Agnieszko? — Usiadłem na jej łóżku z kartą pacjentki na jednym kolanie i notatnikiem na drugim.
— Chyba dobrze. To znaczy… wkurzały mnie trochę te elektrody i pipczenie maszyn. — Dziewczyna podciągnęła nogi. — Nie miałam paraliżu… no, ale co jakiś czas się budziłam.
— Widzę, że temperatura… dobrze, stolec… dobrze… Wszystko w normie. — Odłożyłem kartę i wziąłem do ręki hipnogram z zapisów EEG. — Mhm… nieładnie… znów nie było delty, ale alfa łagodnie schodziła do górnej thety. Ma pani problemy z głębokim snem, ale nie z samym zasypianiem.
— Zwykle to ja co noc kilka razy się budzę i…
— To powszechne. — Skinąłem głową. — Proszę mówić dalej.
— W domu trzy czwarte czasu mam ten piep… paraliż senny.
— Poprzedni neurolodzy nie wykryli żadnych zaburzeń. Prześwietlenia też nic ciekawego nie mówią… na szczęście. — Wczytywałem się znów w historię pacjentki, myślami będąc już w meksykańskiej knajpie z Moniką.
— …
— Mhm.
— … No, ale to chyba normalne, tak?
— Może pani powtórzyć?
— Czy to normalne, że mam ciągle ten sam sen? — zapytała z wyraźnym zaniepokojeniem w głosie pacjentka.
— Codziennie?
— No… — Kobieta opuściła wzrok. — Za każdym razem, gdy idę spać. Czasami nawet po przebudzeniu nadal mnie trzyma.
Włączyłem elektroencefalograf, żeby zobaczyć, jak teraz wygląda aktywność mózgu pacjentki.
— Proszę się nie martwić na zapas. Gdyby to było coś poważnego, zapewne już zostałoby wykryte. Moi koledzy i koleżanki to naprawdę wybitni eksperci.
— A jednak skierowali mnie do pana.
— Cóż… Jestem jedynym specjalistą od medycyny snu w najbliższym regionie, więc nie mają zbyt wielkiego wyboru. — Uśmiechnąłem się, chcąc nieco rozweselić ponurą atmosferę. — No, ale gdybym się nie znał, też widok siebie by mnie zawiódł.
— Nie-e! — Dziewczyna, chichocząc, pacnęła mnie w ramię. — Wie pan doktor, że nie o to mi chodziło! Miałam na myśli, że skoro tacy wybitny eksperci nie umieją…
— Są fachowcami, pani Agnieszko. Wiedzieli, do kogo panią wysłać, a dodam jeszcze, że…
Wziąłem do ręki świeży encefalogram, który zdecydowanie nie mógł być prawdą.
— Coś nie tak? — wymamrotała pacjentka.
Ignorując chwilowo pacjentkę, wyjrzałem na korytarz.
— EEG ze sto dwunastki znów nawaliło! — Pomachałem zapisami, zwracając na siebie uwagę kilku pacjentów, pielęgniarek, kolegi i mojego ordynatora. — Czy ktoś z łaski swojej wyjaśni mi, jakim cudem w pełni wybudzona kobieta, z którą prowadzę ożywioną rozmowę, według aparatu jest obecnie w stanie głębokiego snu?!
— Może straszny z ciebie nudziarz? — rzucił przechodzący obok kolega z psychiatrii.
— Dzięki, Rafał, za, jakbyś to ujął, projekcję! — syknąłem.
— Norbercie, do środka. — Podszedł do mnie przełożony, po czym pchnął mnie do sali. — Dzień dobry, pani Agnieszko.
— Czy coś się stało? — zapytała pacjentka.
Ordynator wziął do ręki zapis z EEG i poprawił okulary.
— Kiedy wykonałeś ten pomiar? — zapytał po chwili mój przełożony.
— Minutę temu.
Mężczyzna zdjął okulary. Miał rozszerzone źrenice. Widać było, że jest w szoku nie mniejszym, niż ja.
— Znów nawaliło, panie ordynatorze! Cały hipnogram pani Agnieszki jest do wyrzucenia i będziemy musieli przedłużyć jej pobyt na oddziale!
— Nie tak prędko, Norbercie — wyszeptał, odwracając się od pacjentki, mój przełożony. — Aparaty niedawno były serwisowane i mamy gwarancję.
Podszedłem do pacjentki i puściwszy jej oczko, by się nie martwiła, zacząłem sprawdzać, czy wszystkie elektrody umiejscowione są, jak należy.
— Kość ciemieniowa, czoło… dobrze… skronie, potylica… dobrze. — Obróciłem się do przełożonego. — Wszystko jest, jak należy, oprócz aparatu, panie ordynatorze. Pacjentka nie przyjmuje żadnych środków, nie cierpi na narkolepsję, ma problemy ze snem głębokim, często się budzi, dolna theta jest u niej rzadkością, a delta nieosiągalna… Nie ma otępienia ani zespołu majaczeniowego, a psychiatrzy nie wykryli żadnych objawów schizofrenii.
— Brzmi wprost cudownie — wyszeptała pacjentka.
— Wyjaśnimy sprawę, proszę się o to nie martwić. Jest pani w dobrych rękach. — Ordynator uśmiechnął się na krótko do kobiety, po czym spojrzał poważnie w moje oczy. — Pokładam w tobie zaufanie, Norbercie. Poślę po kogoś do magazynka i wykonamy pomiar z innym aparatem.
— Dobrze, panie ordynatorze, i… dziękuję za zaufanie.
— Czy może mi któryś z panów doktorów wyjaśnić teraz, co się ze mną dzieje?! — zapytała podniesionym głosem pacjentka.
Ordynator miną dał mi do zrozumienia, że to moja działka, po czym opuścił salę.
— Pani Agnieszko. — Podszedłem do łóżka i zdjąłem z głowy pacjentki niepotrzebne już elektrody. — Elektroencefalogram wskazał nieprawdopodobne wyniki.
Widziałem, jak z jej twarzy odpływa krew. Nic dziwnego, że straszliwie się przejmowała.
— Proszę się jednak nie martwić. To zapewne wina aparatu i niefachowego serwisu. Moi koledzy i koleżanki wykluczyli inne możliwości.
— Proszę powiedzieć prawdę, panie doktorze. — Kobieta złapała mnie za rękę. — Czy coś mi grozi?
— Nie mamy podstaw, by tak stwierdzić.
— A podstaw, by temu z całkowitą pewnością zaprzeczyć?!
— Też nie, ale najgorsze zostało wykluczone. — Podszedłem do drzwi. — Wybaczy pani, pani Agnieszko, ale mam coś do zrobienia w międzyczasie. Zaraz do pani wrócę i wszystko wyjaśnimy… proszę się tym na zapas nie przejmować.
Nie czekając na jej odpowiedź, przeszedłem do pokoju lekarskiego, ale nim złapałem za klamkę, usłyszałem za plecami głos innej, nieznanej kobiety.
— Pan doktor Norbert Urbaniak?
Gdy się obróciłem, zobaczyłem blondynkę w średnim wieku ubraną w granatowy, elegancki garnitur. Wyglądała jak wysokiego szczebla kierowniczka albo jakaś ważna urzędniczka. Blond włosy związane w kok dodawały jej aury profesjonalizmu, a delikatny, ciemnoczerwony makijaż podkreślał subtelnie kobiecość.
— Mogę pani jakoś pomóc? — zapytałem, chcąc jak najszybciej, póki czekam na nowe EEG, odpisać Monice.
— Czy lubi pan doktor Billa Murraya?
— Słucham? — Wyłupiłem oczy. — Czy… co?!
— Amerykański aktor, Bill Murray. Czy lubi go pan doktor?
— Nie mam pojęcia, o co pani chodzi. Proszę wybaczyć, ale pełnię dyżur.
Kobieta z dziwną zmianą w oczach, jakby nagle pojęła coś niesamowitego, cofnęła się o krok, po czym, nieznacznie się uśmiechając, skwitowała swoje zachowanie słowami:
— Najwyraźniej uprzedziłam fakty. Cóż, czas to nie sługa, a przedwczesność to nie punktualność.
— Rafał — rzuciłem z przekąsem do znów przechodzącego obok psychiatry. — Pani chyba do ciebie.
Następnie, nie czekając, wszedłem do pokoju, po czym usiadłem przed monitorem komputera i uruchomiłem klienta poczty.

Wysłano 14 minut temu.

— Co?! — Kliknąłem na folder: „Wysłane”.

Z: Monika W. (3)

Jak to trzy wiadomości? Ja napisałem do niej, ona odpisała. Chciałem odpisać… ale nie dokończyłem maila. Czyżbym przez przypadek wysłał tamten szkic? Przeczuwając, że zaraz doznam zatrzymania akcji serca, kliknąłem na wątek i przewinąłem go tak, by zobaczyć ostatnią wiadomość.

Moniko, czwartek brzmi świetnie. Myślę o kurwieniu się z tobą przez całą noc. Mam ochotę zerżnąć cię tak, byś przez tydzień nie mogła usiąść. Proszę, mów mi doktor Rozkosz i wiedz, że dla ciebie mogę wieczorem być nawet proktologiem if you know what i mean… ʕ ͡° ͜ʖ ͡°ʔ

PS Może namówimy Kasię, by się do nas przyłączyła?

Czułem, jak krew coraz mocniej uderza do głowy, przytłumiając moją przytomność. Nogi wydawały się jak waty, a serce zaczęło się rozpędzać, jak gdyby chciało niczym szczur wydrapać sobie wyjście z klatki piersiowej. Czułem, jak krew wypełnia moją twarz, jak gdyby ktoś właśnie malował mi ją farbą w spreju. Chciałem wstać, wyjść z pokoju i zapierdolić pierwszej lepszej osobie tak mocno, by już nie wstała. Przez chwilę gotowałem się w bezruchu, aż w końcu wybuchnąłem.
— Ja pierdolę! — Pchnąłem krzesło przez cały pokój, po wybiegłem z pokoju. — Kurwa jebana mać!
Cały wysiłek, jaki włożyłem w zagadanie do Moniki na imprezie, poszedł właśnie na marne. Kasią natomiast, jak tylko się dowie, co napisałem Monice, chyba osobiście mnie zapierdoli.
Ruszyłem w kierunku klatki schodowej. Mimo że dawno temu rzuciłem palenie, wziąłem drżącą ręką papierosa i zapalniczkę od pielęgniarki. Stąpałem po ziemi jak rozczarowane traumatyczną sytuacją, której dokońca nie pojmuje, dziecko ze łzami w oczach, powstrzymujące się z uwagi na strzępy swojego wizerunku od popadnięcia w publiczną histerię.
Kto mógł tam wejść, zobaczyć moje maile i postanowić, że wszystko mi spierdoli?! Rafał? Skurwysyn, który zawsze ma tak dużo do powiedzenia? Ordynator, który chciał mi coś udowodnić? Stary pojeb, który próbuje radzić innym, samemu zjebawszy sobie życie. Któraś z pielęgniarek? Musiałem się dowiedzieć. Nie wiedziałem jak, ale jasne było, że gdy to zrobię, będzie posprzątane!
Wyszedłszy na klatkę schodową, skierowałem się na dach. Na szczęście byłem sam. Nie przewidywano żadnych transportów powietrznych pacjentów, lekarzy ani narządów; może jakiś ratunkowy mógłby się zjawić, ale wiedziałem, że nim do czegoś takiego dojdzie, zdążę wypalić szluga.
Trzęsącymi się z nerwów i chłodu dłońmi kilkanaście sekund siłowałem się z zapalniczką, która nie chciała utrzymać jebanego płomienia, aż w końcu udało mi się odpalić papierosa i zaciągnąć się popielatym dymem.
Czułem, jak wypełnia mnie na nowo stare znajome odczucie w płucach, przygaszając na ułamek sekundy świadomość i rozprowadzając po ciele przyjemne mrowienie.
Po paru sekundach wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Kasi. Musiałem spróbować to jakoś odkręcić!
Odebrała po jakichś czterech sygnałach:
— Norbert? Coś się stało?
— K-Kasiu… potrzebuję numer telefonu do Moniki. Ktoś p-p-przejął mi maila i-i-i wysłał jakiegoś…
— Norbert? Nic nie słyszę. Możesz głośniej?
— Daj mi numer do Moniki!! — ryknąłem do telefonu, na ułamek chwili poluzowując chwyt na urządzeniu.
Po dwóch sekundach u dołu budynku rozległ się cichy trzask.
— Chuj wszystkiemu w dupę. — Opadłem na żwirowe podłoże i oparłem głowę o murek dzielący mnie od kilkunastometrowego uskoku.
Przez kilka chwil, wyłączywszy umysł, jak otępiony zaciągałem się dymam papierosowym. Nałóg powracał; zacząłem rozważać zakup paczki fajek, a może do tego jeszcze jakiejś wysokoprocentowej wódki.
Z przymulonej refleksji wyrwał mnie odgłos otwierania drzwi prowadzących na dach. Po chwili z klatki schodowej wyłoniła się wariatka sprzed kilkunastu minut — elegancka blondynka, która przedtem zapytała mnie o amerykańskiego aktora, i chuj wie, o co jej chodziło. Wyraźnie zdziwiona, patrząc na jej minę, zbliżyła się do mnie z założonymi rękami i również zapaliła papierosa.
— Nie przepadam za Murrayem — wymamrotałem.
Kobieta, podszedłszy do murku obok mnie, oparła się o barierkę i zaczęła oglądać panoramę naszego miasta.
— Ciężki dzień? — zapytała po chwili wariatka.
— Czuję, jakby to był miesiąc. Wszystko, w dziesięć minut, przepraszam za wyrażenie, poszło się jebać.
Kobieta przytaknęła. Po chwili jednak oparła się plecami o barierkę i dodała:
— Zawsze mamy więcej sposobności na naprawę rzeczy, niż się nam wydaje w chwili największej rozpaczy.
— Jakiś wielki filozof? — Wstałem z ziemi i wyrzuciłem resztę fajki za barierkę.
— Tylko mała ja. — Kobieta wzruszyła ramionami.
Może rzeczywiście, wariatka, nie wariatka, miała trochę racji. Musiałem napisać maile do obydwu kobiet i postawić sprawę jasno: że to nie ja tamto gówno wysłałem. Może ktoś mnie zhakował? Może policja mogłaby pomóc? Przed samymi drzwiami obróciłem się jeszcze do blondynki, przypomniawszy sobie o czymś, co wcześniej stwierdziła.
— Powiedziała pani przedtem, że jest pani przedwcześnie czy coś takiego. Może mi to pani wyjaśnić?
Kobieta przez chwilę jakby zastanawiała się albo nad tym, jak odpowiedzieć, albo czy w ogóle odpowiedzieć. Niemniej po kilku sekundach uśmiechnęła się szerzej, niż myślałem, że umie, po czym wyjęła z kieszeni marynarki czarny pistolet. Nim zdążyłem zareagować, wycelowała go we mnie.
— Oczywiście, panie doktorze. — Kobieta zdusiła spust.
Ciszę przeszył odgłos wystrzału. Poczułem, jak fala uderzeniowa rozchodząca się znad serca mnie przewraca. Nie dotknąłem jednak ziemi; tak jakbym wpadł w jakąś czarną dziurą. Spadałem w czarnej pustce — sekundy, minuty… może godziny… aż w końcu oślepił mnie blask monitora w pokoju lekarskim.

OD: Monika W.
DO: Norbert Urbaniak
TEMAT: Re: Luźna myśl
DATA: 21.06.2017 r., 02:49

Hej, Norbert :))

Przyznam, że nie spodziewałam się tego po Tobie. :P Cicha woda brzegi rwie, co?

W piątek mam, za przeproszeniem, total zapierdol. Kiero kazała mi zostać po godzinach, żeby pomóc takiemu Jackowi w inwentaryzacji. To dobry kolega, więc nie mogę ani tak naprawdę nie chcę odmówić.

Jeżeli jednak… pan doktor miałby wolny wieczór jutro… to powiedzmy, że dałabym się wyciągnąć na jakieś dobre szamanko, ale pod warunkiem, że to pan doktor wybrałby knajpę. Muszę wiedzieć, co jesz, by wiedzieć, czy chciałabym jadać z tobą częściej… ;)

Ciao, bello!
Moni

PS Mogłeś poprosić mnie o numer, a nie błagać Kasię o maila! Boipupa! :)


W odpowiedzi na wiadomość wysłaną do Monika W. w dniu 20.06.2017 r., o godz. 18:22.

Dobry wieczór, Moniko.

Chciałem powiedzieć, że jestem niezmiernie wdzięczny Kasi za to, iż przedstawiła nas sobie. Na przyjęciu byłaś praktycznie jedyną osobą, z którą miałem ochotę rozmawiać.

Miałem taką jedną luźną myśl. Czy sądzisz, że moglibyśmy kontynuować naszą rozmowę w cztery oczy? Kiedy będziesz miała ochotę. Nie chcę się narzucać, ale w piątek mam wolny wieczór i myślę, że spędzenie go z tobą byłoby najlepszym spożytkowaniem mojego czasu.

Norbert

W milczeniu wpatrywałem się jak zahipnotyzowany w migający na ekranie kursor. Usłyszałem, jak otwierają się za mną drzwi.
Bezwiednie obróciłem się w fotelu.
Do mojego gabinetu weszła pani Krysia.
— Dzień dobry, panie doktorze. Pana pacjentka się obudziła.

Rozdział I — Gamma Rozdział II — Beta ▶

O ile nie stwierdzono inaczej, treści niniejszej witryny objęte są postanowieniami licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe.