Jestem marsz. prof. dr hab. inż. [UTAJNIONO], Naczelnik Pionu Ochronnego w stanie spoczynku. Poniższe sprawozdanie sporządziłem na życzenie nowego Zarządu, w dniu 12 stycznia 1983 roku.
W roku 1959 ustała wszelka komunikacja Zarządu z pozostałymi obszarami Autorytetu. Nawet kanały kryzysowe służące komunikacji Dyrektoriatu z Naczelnikami Pionów od wielu dni pozostawały nieaktywne. Zaniepokojeni, podczas zebrania Rady Wykonawczej z Gwardią Zarządczą, podjęliśmy decyzję o konieczności włamania się do siedziby Zarządu.
W ściśle tajnym centrum dowodzenia znaleźliśmy trzynaście ciał mężczyzn i kobiet. Dziury postrzałowe w czaszkach, pistolety w ciągle kurczowo ściskających je dłoniach. Kryminalistycy i lekarze medycyny sądowej bez cienia wątpliwości wykluczyli udział osób trzecich; chociaż wydawało się to nierealne, najprawdopodobniejsze wyjaśnienie wskazywało na to, że Globalni Dyrektorowie popełnili masowe samobójstwo.
GD-08 ściskał w drugiej dłoni pożółkłą kartkę pergaminu. Grafologowie potwierdzili, że pismo jest autentyczne i zostało stworzone dobrowolnie przez osobę znajdującą się w stanie zawyżonego stresu emocjonalnego. Wkrótce „Research. Protect. Contain” miało stać się synonimem jednej wielkiej maskarady. W biblioteczce Zarządu znaleźliśmy „Listę lokacji antyordologicznych”, kilka dokumentów opisujących protokoły przechowalnicze i sięgającą sufitu kupkę popiołu pozostałego po spaleniu tony pozostałej dokumentacji.
Orędzie tylko do oczu Naczelników Autorytetu
To, co zastaliście w siedzibie Zarządu, jest dowodem tego, że każdy pracownik Autorytetu, bez względu na szczebel, musi być gotów ponieść ostateczne poświęcenie. Każde z nas ceniło życie, które miało, i troszczyło się o swoich najbliższych, więc decyzja o tym, by je ukrócić nie była impulsem ani próbą ukrycia czegokolwiek. Była to cena, którą zapłaciliśmy po to, by świat nie musiał płacić ceny nieskończenie większej. Orędzie to musi pozostać enigmatyczne, by nasza ofiara nie poszła na marne, ale musi też być na tyle informatywne, byście nie popełnili naszych błędów.
W biblioteczce znajdziecie informacje o dziesięciu lokacjach. To anomalie tak tylko niezwykłe, jak unikalne może być coś, co z samej natury rzeczy narusza prawa przyrody. Tyle musi wam wystarczyć. Dokonacie terenowego zabezpieczenia tamtych lokacji i już nigdy nie podejmiecie na nich badań ani nie będzie dochodzić przyczyn naszej śmierci. Jeżeli się z tego nie wywiążecie, nasza śmierć pójdzie na marne, a świat skończy jeszcze gorzej, za sprawą rzeczy niewypowiedzianych.
Autorytet stanie na nogi, a nasze miejsce zajmą osoby nowe, które poprowadzą naszą organizację ku nowym wyżynom. To perspektywa, która w ostatnich chwilach życia daje nam powód, by raz jeszcze przed zamknięciem oczu się uśmiechnąć. Patrzcie w przyszłość.
— Zarząd
[PODPISY WSZYSTKICH GLOBALNYCH DYREKTORÓW]
Autorytet przez miesiąc pozostawał bez Zarządu. Od zawsze byliśmy przygotowani na szybką wymianę jednego globalnego dyrektora. Jednakże, nim stanęliśmy tam, niektórzy ze łzami w oczach, nad tamtymi zwłokami, przez myśl nam nie przeszło, że kiedyś możemy natknąć się na konieczność odbudowy całego Zarządu. Nawet genialny generał doktor Isaak Coloberth, twórca większości do dzisiaj niezawodnych procedur bezpieczeństwa, nie przewidział takiego obrotu spraw w żadnym ze swoich regulaminów. Poczuliśmy się bezbronni — bardziej, niż gdy obserwowaliśmy dole CSD w czasach pracy na niższych stanowiskach. Jednogłośnie podjęliśmy, wszyscy naczelnicy w kompetencji Zarządu Tymczasowego, decyzję o zbadaniu po raz pierwszy nie anomalii ani podmiotu świata anomalii, a samego Autorytetu.
Nie wszyscy byli świadomi o tragedii, a ci, którzy o niej wiedzieli — w tym ja — nie wzięli Orędzia do serca. Wprawdzie nikt spoza najwyższych menedżerów nie miał i zapewne nie będzie miał o tym wszystkim pojęcia. Potrzebowaliśmy pracowników, z różnych jednostek i komórek organizacyjnych. Ostrożnie wybranych wkomponowaliśmy w nowo utworzony „przydział F”. Rozpoczęliśmy liczne ścigania, badania; skupiliśmy się na rzeczach, którymi znany nam Autorytet się nie zajmował.
Na Przewodniczącego Zarządu Tymczasowego wybraliśmy generała doktora Isaaka Colobertha. To mężczyzna, który dał się poznać jako ktoś, kto w najgorszych okolicznościach miał nerwy ze stali. Gdy innych opanowywał strach czy panika, on zawsze był osobą, na której tragedie nie robiły większego wrażenia i która je naprawiała. Zbyt wielu pracowników Autorytetu w latach dziesiątych i czterdziestych zawdzięczało mu życie, byśmy choć przez sekundę się zawahali w kwestii wyboru przewodniczącego na ten mroczny okres.
Pamiętam, jak ja, młody Naczelnik Pionu Ochronnego, patrzyłem na twarz generała, który krótko się uśmiechnął w kąciku ust, usiadłszy na fotelu przewodniczącego. Nie widziałem nerwów, ale chyba je odczuwałem. Wydaje mi się, że nie mógł sobie podarować tego, iż nie był w stanie zapobiec tragedii. Miano bohatera wojennego okazało się niewystarczające do uratowania trzynastu żyć.
Okazało się, że w dniu śmierci GD samobójstwo popełnili również przywódcy innych organizacji świata anomalii. Nie wszystkich, ale kilku. Nie ujawniliśmy nikomu informacji o naszej tragedii. Nie chcieliśmy się uwrażliwić. W zamian doszliśmy do porozumienia: na czas wyjaśnienia okoliczności śmierci przywódców tamtych grup mieliśmy zawieszenie broni — w zamian chcieliśmy pozyskać wszelkie informacje na nasz temat. Gromadziliśmy wiedzę na tysiące sposobów; wreszcie nie uczyliśmy się o anomaliach, a o nas samych.
Tkwiliśmy tak na jednym z kolejnych posiedzeń, prześcigając się w rzucaniu śmiałych, głupich, ryzykownych i straszliwych propozycji tego, jak możemy dojść do sedna tego, co GD chcieli przed nami ukryć. General Coloberth milczał. Ignorował to, co się działo, jak dowódca wojskowy w skupieniu obmyślający jakąś genialną strategię. Chyba wszyscy chcieliśmy w to wierzyć.
Pewnego dnia dotknęły nas dwa znaczne problemy. Medycy stwierdzili, że doszło do kradzieży ciała GD-13. Przedstawiciel handlowy ██████ natomiast dostarczył nam taśmę z nagraniem, które opowiadało o pewnej organizacji. Pomimo że naturalnie podchodziliśmy do wszelkiego rodzaju przebojowych dowodów bardzo ostrożnie, to jednak tego, czego się dowiedzieliśmy, nie mogliśmy ot tak zignorować. W międzyczasie rozpoczęliśmy zabezpieczanie lantologii.
Kolejne klatki nagrania przedstawiały czarno-białe zdjęcia ukazujące nieznanych nam mężczyzn i kobiety w laboratoryjnych fartuchach. W kadr wszedł dżentelmen znany nam wszystkim jako GD-13. Szeroko się uśmiechnąwszy, opowiedział o „Global Ordologists Association” (Globalnym Związku Ordologów).
GOA okazało się zrzeszeniem badaczy ordologii, którzy wierzyli, że świat ulega cyklicznie wpływom pozawszechświatowych sił. Jedną z nich ma być „Porządek”, a drugą — „Chaos”. Według ordologów nieznana siła zburzyła pierwotną Jedność zwaną „Tao” (zapożyczenie z terminologii taoistycznej), co spowodowało powstanie Wszechświata w wyniku rozwarstwienia się Porządku i Chaosu.
Początkowo uderzenia Porządku i Chaosu były niezwykle łagodne; ekstremizmy wzajemnie się neutralizowały. Nieznana siła, która naruszyła Jedność — „Atao” — również jednak uderza co jakiś czas we Wszechświat, co skutkuje powstawaniem kolejnych lokacji antyordologicznych, przynajmniej na Ziemi. Lantologie to zjawiska nazywane przez nas dzisiaj generatorami anomalii, choć wiemy, że nie wszystkie anomalie są ich efektem. Ordologowie dążyli do zatrzymania ruchów ekstremizmów, do wywołania stanu określanego jako „Ordo”. Później dowiedzieliśmy się, że ordologowie byli do tego podzieleni tzw. kontrowersją trauszowską (nie wszyscy byli zdania, że dążenie do Ordo jest słusznym celem; niektórzy uważali, że najwłaściwsze jest dążenie do ponownego spojenia ekstremizmów w Tao), ale oczywiście nagranie rekrutacyjne nie mogło o tym wspomnieć.
Ponownie to, czego GD-13 nie wyjawił wprost: stanowisko ordologów dążących do Ordo przez prawie dwa tysiące lat było naczelnym rozwiązaniem problemu niszczycielskości Chaosu wdrażanym przez GOA. Określono, że nasilenie zjawiska można zmniejszać, szerząc chaos, zniszczenia i tak dalej. Większość najgorszych zagład w historii ludzkości okazała się efektem działalności ordologów: „mniejsze zło”, „ofiara kilku za przyszłość ludzkości”. Przy czym ofiary tamtych okropieństw realizowanych przez GOA dosłownie wydawały się ofiarowane siłom pozawszechświatowym, by wybłagać jego łagodność. Nie będę nadmieniał, które zbrodnie były związane z działalnością GOA, ponieważ dzisiaj nie ma niczego, co wzbudzałoby we mnie większą odrazę niż wyobrażenie tamtych namiastek ludzi ściskających ręce z reprezentantami GOA.
Bez względu na przekonania o celu ordologii dosyć późno odkryto zależność między rozwijaniem wiedzy o ordologii a pojawianiem się nowych lantologii i przyspieszaniem Cyklu. Uważamy, że właśnie to oraz rozwiązania zaproponowane przez ordologów pozytywnych zadecydowały, iż, koniec końców, członkowie GOA popełnili samobójstwo, nie chcąc ratować świata kolejnymi zbrodniami ani przybliżać jego końca badaniami. W działalność GOA zaangażowani byli przywódcy organizacji świata anomalii; wierząc, że rozwijanie wiedzy o ordologii doprowadzi do unicestwienia ludzkości, i nie mogąc uczynić nic innego, zapewne zrobili ostatnią rzecz, którą mogli, żeby ofiarować światu ostatnią szansę zrodzonej z możliwej nadziei — nadziei, że wyeliminowanie wszelkiej wiedzy o ordologii z ostatnich umysłów ludzi doprowadzi do rozwiązania problemu Cyklu. Śmierć była jedynym wyjściem dla osób, których mózgi zostały przygotowane do neutralizowania wszelkich prób usuwania wspomnień. Oczywiście nie mogli usunąć absolutnie każdego skrawka informacji związanego z ordologią, albowiem, dla przykładu, lokacje antyordologiczne wymagały nadal zabezpieczania przed sferą publiczną. Ostrzegli nas, byśmy ich nie badali, ale oczywiście wiedzieliśmy lepiej, co należy uczynić. Za późno zdaliśmy sobie sprawę z faktu, że przez to ich śmierć poszła na marne. Oczywiście rozważaliśmy odebranie sobie życia w późniejszym okresie, ale nadal problemem pozostawała konieczność rozważenia dwóch rzeczy: zapewnienia bezpieczeństwa lantologii oraz zapewnienia opcji na poszukiwanie innych rozwiązań, gdyby usunięcie informacji o ordologii nie przyniosło zamierzonego skutku. Paradoksalnie nie jesteśmy w stanie nawet zweryfikować tego, jak dzisiaj wygląda sytuacja Cyklu; musielibyśmy bowiem sięgnąć do wiedzy o prognostyce ordologicznej, co oczywiście byłoby kolejnym strzałem w kolano… Jak widać, sytuacja jest patowa, a jedynym rozsądnym naszym „działaniem” może być na tę chwilę bezczynność.
Na wzmiankę zasługuje fakt, iż według GOA świat już wielokrotnie przetrwał Cykl, oczywiście w pomniejszonej pod względem intensywności faz skali. Poruszono tę kwestię dosyć ogólnie, ale co zapadło mi w pamięć to, że w czasie Porządku „zapadał koszmarny zastój, pogoda pozostawała niezmienna, zwierzęta i ludzie przestawali umierać i się rodzić, a umierający i cierpiący trwali w nieskończonym bólu, jak gdyby zostali przyporządkowani do jakiegoś niezmiennego stanu, w którym spędzić mieli resztę wieczności”, a podczas Chaosu „ulegały zatraceniu granice między ziemią a powietrzem, między gwiazdami i planetami oraz między ludźmi, a czasy przeszłe, teraźniejsze i przyszłe kotłowały się przed oczami świadków niczym ocean bulgotającej zupy”. GOA jednak „zawsze czuwało nad tym, by fazy Cyklu pozostawały usunięte w odmęty zapomnienia przez społeczeństwo”. Ile w tym prawdy? Wątpię, by ktokolwiek to dziś wiedział.
CWA poszukiwało GD-13 we wszystkich możliwych zasobach informacyjnych. Bardzo ważne było dla nas również ustalenie związku przywódców organizacji świata anomalii oraz Autorytetu z GOA. Musieliśmy wiedzieć, kto może w tajemnicy kontynuować ich pracę, świadomie lub nieświadomie przybliżając nas do zagłady. Podczas odzyskania lantologii pojawiło się kilka nowych problemów i pytań, szerzej opisanych w załączniku „Lista lokacji antyordologicznych”. Zrozumieliśmy, że nie jesteśmy jedyną grupą interesującą się zagadnieniami ordologicznymi. Istnieją co najmniej dwie tzw. konfiguracje, toczące ze sobą walkę grupy chcące w odmiennych celach wykorzystywać lantologie czy też wywierać wpływ na Porządek i Chaos. Dokonaliśmy ich eksterminacji z wykorzystaniem MDS Alfa-1, do której wpoiliśmy elitę Autorytetu. Miała ona odtąd wykonywać zadania związane z ochroną lantologii i eksterminacją niedoszłych ordologów, z jak najmniejszą wiedzy na temat tej dziedziny nauki.
Wkrótce po obsadzeniu nowo wybranego Zarządu na stanowiskach zmarł generał Isaak Coloberth. Jak gdyby wreszcie zakończył długotrwałą misję. Nowi GD przez długi czas uczyli się fachu. Zgromadzenie Naczelników służyło im w tamtym okresie tak poradą, jak i przykładem zademonstrowanym w czasie pełnienia obowiązków Zarządu Tymczasowego. Myślę, że proces wdrożenia nowych globalnych dyrektorów zajął nam dobre pięć lat. Zaproponowano mi posadę, ale, mając wystarczająco wiele problemów, po prostu ją odrzuciłem. Nie interesowały mnie już bale maskowe.
W zamian wykorzystałem wszelkie środki, jakie miałem pod ręką, żeby z pełną mocą Pionu Ochronnego zareagować na raport, który przedstawiła mi pewnego ranka Dowódczyni CWA. Były GD-13 został zlokalizowany w Puerto Williams, w Chile. Żywy, w pełni zdrów. Osobiście dowodziłem operacją namierzenia GD-13 i poznania od niego całej prawdy. Teoretycznie nie był już globalnym dyrektorem. Praktycznie nie mieliśmy pojęcia, czego jeszcze nie wiemy. Niemniej byliśmy zdania, że nie możemy tego tak zostawić. Chcielismy dowiedzieć się, dlaczego upozorował swoje samobójstwo. Operację nazwałem „False Witness”.
Jednakże były GD-13 po prostu wydawał się wyparować z Chile i okolicznych regionów. Nie doszukuję się tutaj anomalii; był jedną z trzynastu najpotężniejszych osób w Autorytecie i znał każdy sekret organizacji. Mężczyzna doskonale wiedział, jak działamy, i dlatego doskonale umiał nas unikać. Puerto Williams było naszą bazą wypadową, z której transportowaliśmy ludzi na Antarktydę. Z dokumentacji dostępnej w Zarządzie dowiedziałem się, że pod koniec życia ostatnich GD planowano budowę stacji o nieznanej funkcji na Antarktydzie. Niestety nie znaliśmy jej dokładnego położenia. Przez następne dwadzieścia lat bezowocnie przemierzaliśmy wieczną zmarzlinę. Straciliśmy dużo środków i wielu pracowników. Zostałem wreszcie poproszony o przedwczesne odejście na emeryturę. Uznano mnie, ze względu na desperację, której się oddałem, za osobę niezdolną już do efektywnego pełnienia funkcji Naczelnika Pionu Ochronnego.
W roku 1982 wreszcie opuściłem Autorytet. Myślę, że cierpiałem pewnego rodzaju depresję, której wtedy jednak nie chciałem zaakceptować. Udałem się na Antarktydę, na sam biegun południowy, skąd następnie skierowałem się do opuszczonej radzieckiej stacji Wostok 1, którą uważaliśmy kiedyś za potencjalną lokalizację placówki GOA, lecz niczego tam nie odkryliśmy. Nie warto doszukiwać się logiki w tamtym postępowaniu. Z każdą chwilą spędzoną na Antarktydzie traciłem nadzieję oraz chęć do życia i pogrążałem się w jakimś nieustępliwym zdołowaniu. Zatrzymałem się, mniej więcej, w połowie drogi — na jakimś nunataku. Obserwując wiatr noszący biały puch po bezkresie pustkowia, jak gdybym był w jakimś transie, po prostu rozebrałem się do naga. Nie czułem bólu, ale natychmiast poczułem ciepło. Oznakę, że zaraz umrę. Wystrzeliłem rękoma w powietrze i zacząłem płakać, a także wydzierać się raz do boga, a raz do GD-13. Nie pamiętam, co dokładnie krzyczałem, ale nie skąpiłem w przekleństwach. W końcu zamknąłem oczy i opadłem na kolana.
W pewnym momencie poczułem napływ gorąca oraz dusznej wilgoci. Otwarłszy oczy, ujrzałem zbutwiałą zieleń trawska i kolory dżungli. Stałem na lodowatym gruncie, a dookoła mnie z przerażeniem w oczach celowali we mnie karabinami czarnoskórzy mężczyźni w afrykańskich mundurach z logotypem Autorytetu. Nie wiedziałem, co się stało, ale nie miałem czasu na refleksję. Nagle poczułem, jak wróciła do mnie chęć życia. Stojąc tam nago, próbowałem ich przekupić. Na co oni potrząsali trzeszczącymi karabinami i krzyczeli słowa, których nie rozumiałem. Zacząłem się jąkać, mamrotać, że pochodzę z Autorytetu, że jestem dobrym człowiekiem. Podszedł do mnie dowódca i spojrzawszy na mnie spod byka, łamaną angielszczyzną poprosił mnie o dane osobowe, a kiedy ich udzieliłem, oddalił się i połączył się z kimś, używając radiotelefonu. Usłyszałem, jak ktoś za mną odbezpieczył karabin, prawdopodobnie przygotowując się do zabicia mnie, jeśli okaże się, że powiedziałem nieprawdę. Byłem w tamtym czasie gotów ponieść śmierć. Gdy po kilku minutach dowódca wrócił, uniósł rękę, patrząc na swoich ludzi, a następnie powoli ją obniżył. Zawtórował temu szereg odgłosów zabezpieczenia broni. Jeden ze strażników po chwili wręczył mi jakiś brudny mundur, żebym nie stał tak ubrany do rosołu w sercu dżungli.
Byłem zaskoczony. Autorytet nie miał w zwyczaju przyznawać się do byłych pracowników. Nie chciałem patrzeć darowanemu koniowi w zęby, ale bardzo interesowało mnie, kto tak naprawdę potwierdził moją tożsamość, dlaczego to uczynił i kim są tamci strażnicy, nie wspominając o kwestii tego, gdzie jesteśmy. Zapaliłem z dowódcą cygaro. Odpowiedział mi na wszystko, ponieważ powiedziano mu, że jestem „wysoko postawiony” i ma mi wszystko wyjaśnić.
Okazało się, że jestem w Angoli. Dokładnie w lokacji antyordologicznej odpowiadającej za generację anomalii związanych z teleportacją. A osoba, która potwierdziła moją przynależność do Autorytetu? Ponoć połączenie zostało przekazane do nieznanej nikomu komórki Autorytetu, z której na pytanie dowódcy odpowiedział nie kto inny, jak GD-13.
Byłemu Naczelnikowi Pionu Ochronnego podano preparat amnezyjny klasy A po sporządzeniu niniejszego dokumentu. Zarząd, w tym obecny GD-13, pragnie zaznaczyć, że nie dokonał potwierdzenia tożsamości byłego Naczelnika. Operacja „False Witness” została wznowiona.