Data: 18.08.2014 r.
Czas: Od 11:10 do 11:29 czasu lokalnego
Miejsce: Zakład Karny nr ██
Przesłuchiwana: Beata N.
Przesłuchujący: ███ █████, funkcjonariusz operacyjny Wydziału Wywiadowczego Centralnego Wywiadu Autorytetu (dalej: ███ █████)
Przedmowa: Przesłuchanie na okoliczność stworzenia RPC-PL-017. Po skontaktowaniu się pełnomocników OSD z organami ścigania i uzyskaniu ich zgody kobiecie zaproponowano możliwość warunkowego przedterminowego zwolnienia z odbywania kary, w celu zachęcenia osadzonej do wyjawienia informacji na temat RPC-PL-017. Przed tym przesłuchiwana odmawiała udzielania wszelkich informacji pracownikom Autorytetu.
███ █████: Czy może mi pani powiedzieć, co przedstawia to zdjęcie?
███ █████ pokazuje przesłuchiwanej zdjęcie przedstawiające RPC-PL-017. Kobieta bierze zdjęcie do ręki, która zaczyna drżeć. W oczach Beaty N. wzbierają się łzy. Kobieta odkłada zdjęcie na stół, po czym kilkakrotnie poszarpuje głową na znak, że „tak”. Przesłuchiwana odtąd unika kontaktu wzrokowego z przesłuchującym.
███ █████: Latawiec ten znaleźliśmy w pani mieszkaniu przed siedmioma dniami. Czy to pani go stworzyła lub zmodyfikowała?
Beata N.: N-nie. Nie ja. J-ja tylko kupiłam go młodej.
███ █████: Marlenie?
Beata N.: Tak, mojej córce Marlence. T-tamtego dnia, gdy ona… u-um-umarła…
Kobieta się rozpłakuje. Przesłuchujący kładzie na stole pudełko z papierowymi chusteczkami jednorazowymi, z którego przesłuchiwana pobiera jedną do zmazania łez.
Beata N.: Prze-przepraszam…
Przesłuchujący kiwa głową.
███ █████: Informacja o okolicznościach nabycia latawca i ewentualnej jego modyfikacji jest dla nas bardzo ważna, ale może wolałaby pani zacząć od czegoś innego? Może mogłaby pani opowiedzieć o Marlence — jakim była dzieckiem, czym się interesowała, a może o jakichś niezwykłych zdarzeniach, z którymi mogła być związana?
Beata N.: Niezwykłych… zdarzeniach? Nie jestem pewna, o co panu chodzi. Marlenka była przecudną, wspaniałą dziewczynką, bardzo sympatyczną… i miała do dupy rodziców.
███ █████: Co to znaczy?
Beata N.: Nie czytał pan akt sprawy?
███ █████: Interesuje mnie pani wersja, jeśli mogę o nią prosić.
Beata N.: Marlenka miała ledwo jedenaście lat i przeżyła więcej paskudnych rzeczy, niż wielu dorosłych. Urodziłam ją 12 lutego 2003 roku. Do dzisiaj pamiętam tę datę. Była straszliwa śnieżyca i zerwało linie telefoniczne. Mój chłopak Kuba rozbił szybę w okolicznym sklepie, żeby policja przyjechała i żeby dowieźli mnie do szpitala. Strasznie się bałam. Wie pan… trochę piłam i brałam metę… Bałam się, że urodzę coś okropnego — wiem, że to straszne tak mówić o dziecku, ale wie pan sam… Miałam z-złe… myśli, ale zacisnęłam zęby i okazało się, że Marlenka to w pełni zdrowa dziewczynka. Taki dar od losu, wie pan?
███ █████: Proszę kontynuować.
Beata N.: Kuba… mocno się starał, ale od dwóch lat nie dawał rady z heroiną. Było tylko gorzej, lekarze też to mówili. On obiecał, że przestanie brać. No, ale nie przestawał; brał więcej, bo organizm się przyzwyczaja… Ja… wcale nie byłam lepsza. Po prostu narkotyki, w które ja się wpakowałam, aż tak mocno nie przetrzebiły mojego organizmu. Wie pan… nie wiem, czy kochałam Kubę, ale miałam nadzieję, że wyjdzie z nałogu heroinowego, i chciałam, żeby Marlenka miała przynajmniej komplet rodziców w domu. Ja się lepiej kryłam — na tyle, że nikt nie odebrał mi Marlenki. Moi rodzice jednak wiedzieli… tyle razy kłamałam im w żywe oczy, że z Kubą już przestaliśmy brać, ale oni zawsze wiedzieli swoje.
███ █████: Pan Jakub w dniu 8 stycznia 2010 roku zmarł na skutek przedawkowania heroiny. Pani córka miała wtedy niespełna siedem lat. Czy była świadkiem śmierci ojca?
Kobieta wyciąga kolejną chusteczkę i przeciera nią gromadzące się w oczach łzy.
Beata N.: Marlenka… lubiła nas budzić, skacząc po naszym łóżku. Tamtego dnia ja się obudziłam, ale Kuba już nie… Tyle zdołała niestety zobaczyć. Wpadłam w panikę, ale udało mi się czym prędzej wyprowadzić ją z pokoju. Próbowałam mu udzielić pierwszej pomocy. Był sztywny, a w dłoni ściskał szczykawkę. Wezwałam pogotowie i wtedy jej powiedziałam. Nawet nie pamiętam co konkretnie, ale tego samego dnia pojechałyśmy do moich rodziców. On był sierotą, więc tylko moi rodzice mogli nam pomóc.
███ █████: Niedługo po tym, bo 22 stycznia, opiekę na dzieckiem rzeczywiście przekazano pani rodzicom, a panią skierowano na terapię odwykową.
Beata N.: Moi rodzice pomogli mi wtedy zrozumieć, że Marlence pozostaje już tylko mama i że mogę skończyć jak Kuba, a wtedy będzie ona sierotą, której jedyne wspomnienia o rodzicach będą dotykały naszych problemów z narkotykami. Obiecali zająć się młodą, póki nie wrócę do zdrowia. Chciałabym powiedzieć, że jestem z siebie dumna, ale koniec końców, nie mogę być przez to, co stało się później. W każdym razie całkowicie poparłam przekazanie opieki nad Marlenką moim rodzicom.
███ █████: Jednakże po trzech latach terapii odwykowej, a dokładniej… 17 kwietnia 2012 roku odzyskała pani prawo do sprawowania opieki nad Marleną.
Beata N.: Była to ciężka walka, ale miałam przed oczyma wyobraźni buzię Marlenki, która dawała mi siłę. Lekarze stwierdzili, że powinnam sobie już poradzić, że mój stan zdrowia jest zadowalający. No, a ja sama znalazłam dobrze płatną pracę i nawet wróciłam do randkowania. Moi rodzice natomiast zapewniali mnie i młodej wsparcie, choć na ogół przez większość czasu już sobie ze wszystkim radziłam.
███ █████: Czy czuje się pani gotowa porozmawiać teraz na temat ostatniego etapu życia pani córki?
Kobieta wyciąga kolejną chusteczkę i przeciera nią gromadzące się w oczach łzy. Przed udzieleniem odpowiedzi przesłuchiwana na kilkanaście sekund zamyka oczy i przytakuje.
Beata N.: Nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego to zrobiłam. Chyba myślałam, że jak raz spróbuję, nic się nie stanie. W połowie kwietnia 2014 roku jeden z palantów, z którymi się umawiałam, miał przy sobie metę, tzw. ice, więc sobie zapaliliśmy — czysto rekreacyjnie. Nie minęło pół godziny, a kupiłam od niego zapas na kilka dni. Jemu za to kazałam spierdalać. Zapaliłam sobie do snu. Rano obudziło mnie trzęsienie się łóżka i płacz Marlenki. Szarpała mną, myśląc, że stało się ze mną to, co z Kubą. Nie wiem czemu, ale byłam na nią wtedy taka zła. Jakiś impuls sprawił, że w ułamku sekundy miałam jej całkowicie dosyć — była dla mnie niezwykle irytującym ciężarem. Uderzyłam ją wtedy tak mocno, że rozcięłam jej policzek, a ona spadła z łóżka.
Kobieta się rozpłakuje. Wyciąga kolejną chusteczkę i przeciera nią łzy.
███ █████: Według pani wyjaśnień złożonych przed funkcjonariuszami policji w dniu 15 kwietnia 2014 roku zabrała pani jeszcze Marlenę do swoich rodziców.
Beata N.: Nie umiała zrozumieć, dlaczego to zrobiłam. Bała się mnie i ta dziwna świadomość, że moja ukochana Marlenka się mnie boi, że jestem potworem, a nie matką, sprawiła, że wszystko, co kupiłam od tamtego gościa, spłukałam w kiblu. Pokazałam jej, ale ona nadal bardzo się bała, więc zabrałam ją do dziadków. Nie byłam pewna, czy na pewno nie jestem o krok od powrotu do nałogu.
███ █████: Czy chciała pani oddać swoim rodzicom swoją córkę?
Beata N.: Bardzo proszę… nie używać słowa „oddać”. Chciałam na pewien czas zapewnić jej lepszych opiekunów. Wie pan, mieszkają ponad trzysta kilometrów od nas. Autostradą tam nie można dojechać, więc podróż do nich to wyprawa na dobre pół dnia. Wiedziałam, że jeśli zdecyduję, że chcę odzyskać Marlenę, to przez ten dystans będę od razu wiedziała, czy to nie jest znów jakiś popieprzony impuls. Oni jednak się nie zgodzili. Powiedzieli, że kilka lat temu ledwo co radzili sobie z potrzebami Marlenki, ale czas zaczął się o nich upominać i nie są już w stanie zapewnić należytej opieki dorastającemu dziecku. Powiedzieli mi, żebym potraktowała to, co zrobiłam, nie jako powrót do nałogu, ale jako ostrzeżenie, co się stanie, jeżeli będę dalej brała. Wiedziałam, że nie chcę skrzywdzić Marlenki, i myślałam, że to mi da wystarczającą siłę. Obiecałam im, że już nigdy nie zażyję narkotyków.
███ █████: Proszę kontynuować.
Beata N.: To wszystko stało się w jednym zakręconym dniu. Gdy wracałyśmy do domu, dotarło do mnie, że nie zrobiłam najważniejszego. Nie przeprosiłam Marlenki, więc zatrzymawszy samochód, właśnie to uczyniłam. Rzuciła mi się na szyję i bardzo mocno mnie uścisnęła.
Kobieta się rozpłakuje. Nie sięga po chusteczkę. Nie przyjmuje też chusteczki zaproponowanej przez przesłuchującego.
Beata N.: W-widziałyśmy uradowaną rodzinę bawiącą się na wzgórzu nieopodal. Puszczali latawca. Marlenka była tym zafascynowana. Gdy tylko jej wyjaśniłam, co to jest, zapytała, czy możemy puścić razem latawca. Ja dałam jej słowo, że tak zrobimy. Zatrzymałyśmy się w jakiejś mieścince, którą miałyśmy po drodze, i kupiłam Marlence prosty latawiec w okolicznym sklepie papierniczym, a także parę kredek, żeby go sobie udekorowała. Powiedziałam wtedy, że danego jej słowa nigdy nie złamię, a ona zapytała, czy możemy go puścić. Dałam słowo, że następnego dnia, o ile będzie ładna pogoda, bo wtedy już robiło się ciemno. Rzuciła mi się na szyję i malowała na latawcu. Kilka minut przed dotarciem do domu zasnęła. Nie budziłam jej, więc po prostu wjechałam do garażu i zaczęłam patrzeć na nią — widzieć w niej odwrotność tego, co ujrzałam w niej rano — najprawdziwszy skarb.
Kobieta sięga po chusteczkę i przeciera całą twarz.
Beata N.: Zebrałam wtedy jej kredki i schowałam je do schowka. Wtedy… moja dłoń natrafiła na znajomą strunówkę. Chciałam przenieść Marlenkę do sypialni, a samej pojechać po papierosy, więc nie wyłączyłam silnika, ale wtedy wszystko się wyciszyło. Stwierdziłam, że ostatni raz zapalę. Nagle… Obudziłam się w szpitalu, dzień później. Miałam maskę na twarzy i stali nademną policjanci oraz lekarze. Dla mnie zatrucie tlenkiem węgla i terapia tlenowa. Marlenka nie miała tyle szczęścia.
███ █████: Po tym rozpoczęło się śledztwo.
Beata N.: Tak. Nawet z tym nie walczyłam. Przyznałam się do wszystkiego. Chciałam się zabić. Rodzice odmawiali rozmowy ze mną, choć chyba dlatego, że częściowo czuli się winni, boli nie przyjęli wtedy Marlenki. Gdyby tak zrobili, byłaby dzisiaj cała i zdrów. W każdym razie dwa miesiące później zostałam skazana… no i oto jestem.
███ █████: Nie będę udawał, że wiem, co pani przeszła, ale doceniam to, że podzieliła się pani ze mną swoją historią. Życzę pani wszystkiego najlepszego na drodze do ułożenia sobie życia. Do tygodnia zostanie pani zwolniona z odbywania reszty kary.
Beata N.: Chciałabym się zgodzić, ale skoro już dzisiaj wiem, jaka będzie moja lista pierwszych zakupów po wyjściu, możemy oboje domyślać się, do czego dojdzie. Też panu dziękuję.
Oświadczenie końcowe: Przesłuchanie pozwoliło uzupełnić wiedzę Autorytetu o historię dziewczynki, która zmodyfikowała RPC-PL-017 do aktualnej formy, a także jej relacje z matką. Zbadawszy właściwości latawców sprzedawanych w sklepie papierniczym, w którym Beata N. nabyła latawiec dla córki, Autorytet nie dopatrzył się w tamtejszych wyrobach cech anomalnych. Zgodnie z warunkami przesłuchania po czterech dniach, tj. 22 sierpnia 2014 roku, dokonano zwolnienia Beaty N. z odbywania reszty kary, aczkolwiek wpisano ją na listę osób obserwowanych przez Autorytet.