Jako że poniższy dokument spisywany był przez dziecko w wieku 7-9 lat, znajdowało się w nim wiele błędów językowo-stylistycznych, które zostały zastąpione konstrukcjami poprawnymi w celu polepszenia waloru czytelności dokumentu.
Pamiętniczek Wery
Piątek, 13 grudnia 1996 r.
Babcia lubi mówić mi bajki. Od Mikołaja dostałam pamiętniczek i babcia powiedziała, żebym w nim pisała. Ona myśli, że będę dobrą pisarką w przyszłości! Moja przyjaciółka z zerówki, Ewunia, opowiadała mi, że jej tato pracuje dla Świętego Mikołaja! Mam nikomu tego nie mówić, ale ona przyłapała go, jak zakładał strój! Ciekawe, ilu dorosłych pracuje dla Świętego Mikołaja i czy, jeśli moja babcia pracuje, to pozwoli mi nakarmić renifery, jak ją przyłapię! Boję się jednak, że wtedy Święty Mikołaj ją zwolni i nie będę mogła dostawać prezentów za karę! Czary mary, hokus pokus, moja buzia na kłódeczkę!
A, jestem Wera!
Sobota, 21 grudnia 1996 r.
Mama powiedziała, że dziadzio źle się czuje. Dziadek jest zawsze taki miły, więc nie wiem, czemu miałby źle się czuć. To ja jestem rozrabiaką. Babcia spędza ze mną mało czasu, bo musi opiekować się dziadziem. Czy, jeśli ja coś naskrobię, to inni będą się mną opiekować? Grr! Gdyby tylko powiedzieli mi, co takiego złego zrobił dziadek, to zrobiłabym coś jeszcze większego, żeby dali mu spokój! Tata też, jak tylko wraca z pracy, to siedzi u dziadka, a mnie nie chcą tam wpuścić! To jest nie do zniesienia!
Czwartek, 26 grudnia 1996 r.
Bawiłam się dzisiaj na patio. Nigdy nikt nie mówił mi, do czego służą tamte trzy bramy. Jedna jest drewniana, druga złota jak łańcuszek Ewuni, a trzecia się rozlatuje i pokryta jest zarówno rdzą, jak i ostem. Nawet się tam nie zbliżam! Ciekawe, że nigdy nie zwracałam na nie większej uwagi. Gdy zapytałam mamę, kto mieszka za tamtymi bramami — no, bo chcę znać wszystkich naszych sąsiadów — to stała się jakaś dziwna i tylko powiedziała, że nikt i żebym się tym nie przejmowała. Jeśli dobrze znam moją mamę, to czegoś mi nie mówi. Hm!
Sobota, 11 stycznia 1997 r.
Nikt nie chce mi mówić prawdy o trzech bramach, więc wymyśliłam swoją historyjkę. Otóż za tą złotą bramą jest zamek księżniczki Allamy, która jest najpiękniejszą dziewczyną na całym świecie zamkniętą na szczycie swojej wieży przez swoich rodziców. Wciąż czeka ona na swojego chłopaka, który o nią zadba i tak dalej. Rycerz Haran siedzi za drewnianą bramą i jest to najprzystojniejszy i najsilniejszy mężczyzna, który zakochany jest w Allamie i zrobi wszystko, by spędzić z nią resztkę swoich dni.
Aby rycerz mógł uratować księżniczkę, musi on zdobyć drewniany klucz, żeby wyjść ze swojej krainy do magicznego tunelu między światami i żeby móc wejść do królestwa księżniczki, ale do tego potrzebował będzie złotego klucza! Cóż za przygoda czeka obydwoje kochanków! Wciąż jednak nie jestem pewna, co zrobić z ostatnią bramą! Spokojnie, Wera — wspaniała pisarka — już to ogarnie!
Poniedziałek, 20 stycznia 1997 r.
Wszyscy płaczą. Mama, tata i babcia. Babcia najwięcej. Powiedziała, że dziadka już nie ma. Szukałam go po całym domu i nie znalazłam, więc chyba coś w tym jest. Zapytałam, kiedy wróci. Nikt mi nie odpowiedział.
Poniedziałek, 17 lutego 1997 r.
Dzisiaj mama, tata i babcia powiedzieli mi, że kto inny jest moją prawdziwą mamą i tatą, ale ich już nie ma. Dowiedziałam się, że jestem adoptowana, to znaczy, że jedni rodzice wymienili się dzieckiem z drugimi rodzicami, bo dziecko nie było takie, jakiego chcieli? To taki rodzaj sklepu dla rodziców. Chyba zrobię sobie przerwę od pisania. Chyba bardzo potrzebuję przerwy.
Środa, 8 kwietnia 1998 r.
Hejka! Dawno nic tu nie skrobałam. U mnie? No cóż, troszkę się pozmieniało. Jestem teraz w drugiej klasy podstawówki. Przypomniałam sobie, że mam ten pamiętniczek, gdy babcia zapytała, czy pracuję nad swoimi talentami pisarskimi. Nie chciałabym jej zawieść, a i całkiem miło jest zrzucić z siebie coś na te kolorowe karteczki.
Babcia opowiedziała mi dzisiaj swoją bajkę o złotej bramie. Wychodzi na to, że prowadzi ona do rezydencji słynnego admirała Melgona. To dowódca marynarki wojennej, który stoczył tysiąc wygranych bitew morskich, a teraz mieszka tam sam ze swoimi partnerkami życiowymi. Ponoć bardzo ceni prywatność, więc nie możemy przechodzić przez tamtą bramę. Babcia się uśmiechnęła dziwnie, gdy zapytałam, czy ma złoty klucz.
Trochę zawiodła mnie tym, że w ogóle nie wspomniała o księżniczce Allamie, ale przecież nie jest powiedziane, że gdzieś tam nie ma jej zamku, co nie?
Wtorek, 19 maja 1998 r.
Dzisiaj babcia powiedziała, że za drewnianą bramą jest Kraina Mostów, którymi można dojść do każdego miejsca na całym świecie i jeszcze ponoć niektórymi mostami można poruszać się w czasie, ale czad! Szkoda tylko, że znów nic o rycerzu Haranie, ale kto powiedział, że nie podróżuje on tamtymi mostami? Co do ostatniej bramy, tej zardzewiałej, babcia dotknęła mojego czoła i powiedziała, że w środku mnie jest miejsce, gdzie mogę wszystko i jestem wszystkim, czym chcę, nieważne, co inni sądzą, a tamta brama to inna droga do tamtego miejsca. Jeśli kiedykolwiek uznam, że nic tu po mnie i chcę być sobą, ona się otworzy. Czuję się lekka. Tak, jakby ktoś zabrał dziwny ciężar z moich barków. Chyba wiem, jak nazwać tamtą ostatnią bramkę.
Doskonała wydaje się „wolność”.
Poniedziałek, 1 czerwca 1998 r.
Jupi! Dzień Dziecka! Dzisiaj w szkole był u nas prawdziwy magik z cylindrem! Wow, co on nam pokazał! Jak w telewizji, przekroił na pół moją koleżankę na stole i odłączył jej nogi od reszty ciała, a potem wyciągnął dwadzieścia siedem (naliczyłam) myszek ze swojego cylindra, po czym sprawił, że wszystkie zamieniły się w czekoladki. Pycha, chociaż miałam wątpliwości, czy moja czekoladka nie zamieni się znów w moim brzuszku w myszkę, ale on uspokoił nas, że członkostwo w międzynarodowym stowarzyszeniu czarodziejów, które zdobył, gwarantuje, że nic takiego się nie stanie!
Ciekawe, kto teraz spróbuje mi powiedzieć, że magia nie istnieje!
Niedziela, 28 czerwca 1998 r.
Na dziewiąte urodziny dostałam w prezencie prawdziwego kota! Jest rudy, jak ja, i bardzo lubi się tulić! Nazwałam go Miki, bo bardzo podobała mu się bajka w wieczorynce! Tata powiedział, że jako odpowiedzialna dziewczyna zasługuję na odpowiedzialny prezent! Nie wiem, co to znaczy, ale wiem, że innego prezentu nie chcę! Szkoda tylko, że dziadzio nie może poznać Mikiego.
Niedziela, 5 lipca 1998 r.
Zauważyłam, że Miki jest bardzo gadatliwy. Nie, nie zwariowałam! To nie tak, że on do mnie mówi, ale że patrzy mi w oczy czasami i nagle wpadam na jakiś odjazdowy pomysł. Dzisiaj przejęłam się tym, czy kiedykolwiek Allama i Haran będą mogli być razem. No, bo w opowieści babci w ogóle ich nie było! Tak więc Miki mi podpowiedział, że będą mogli być razem, jeśli połączę ich imiona. Allamharan dla chłopaka albo Allamhara dla dziewczyny! Tylko pytanie, komu je nadać. Ha! Miki spojrzał na mnie podejrzliwie i uciekł, fiku-miku, za płot!
Poniedziałek, 14 września 1998 r.
Nie wiem nawet, co napisać. Babcia odeszła. Nagle. Nie rozumiem, co się dzieje.
Piątek, 18 września 1998 r. Część pierwsza.
Mama i tata wyjechali do pracy, a mi bardzo brakuje babci. Głaskałam więc Mikiego i oglądałam bajki w telewizji. Na zewnątrz zrobiła się wichura. Miki się wystraszył i uciekł z domu. Popędziłam za nim i zobaczyłam, że złota brama jest otwarta! Jego rudy ogon mignął mi kątem oka, a teraz jestem przemoknięta, zziębnięta. Płaczę i nie wiem, co zrobić.
Widzę zarysy ogromnego domu za złotą bramą. Wieża Allamy? Willa admirała Melgona? Zastanawiam się, czy mogę tam pójść. Rodzice pewnie na mnie nakrzyczą, ale co, jeśli Miki potrzebuje pomocy? Poza tym może dowiem się wreszcie, czy babcia miała rację, czy ja? Ach, no i może być, że złota brama się za mną zamknie i już nigdy się stamtąd nie wydostanę.
Jednakże nie mam już dziadka ani babci, a moi rodzice są nieprawdziwi. Mam tylko Mikiego. Idę po niego!
Piątek, 18 września 1998 r. Część druga.
To ogromna łąka otoczona ciemnym, gęstym laskiem, pośrodku której stoi wielka rezydencja. Podeszłam i zapukałam do wielkich drzwi z rytami. Po chwili się otwarły, a ja weszłam do środka. Wszędzie rzeźby i klejnoty wyściełające całą willę. Wielkie żyrandole z jakiegoś białego materiału, której cicho pobrzękują. Wszystkie drzwi otwarte i ta cisza. Cisza!
Powolutku szłam jej wielkimi korytarzami i zaglądałam do każdego pokoju, wołając półszeptem Mikiego. Ktokolwiek tu mieszkał, nie chciałam, żeby na mnie nakrzyczał. Przeszłam piwnice z winami, przeszłam pierwsze piętro, a potem drugie. Pod koniec Miki mignął mi kątem oka, gdy biegł na strych. Pobiegłam za nim i gdy go złapałam, mocno go przytuliłam i wycałowałam.
Wtedy drzwi na dole się otwarły i rozbrzmiały kroki. Wraz z Mikim, jak mysz pod miotłą, ukrywam się na strychu, czekając na odpowiedni moment, by stąd wyjść. Słyszę wciąż podłogę trzeszczącą pod naporem butów tamtego kogoś. Cicho sza!
Niedziela, 18 października 1998 r.
Minął miesiąc od tamtego dziwnego zdarzenia. Obudziłam się pod złotą bramą, a nade mną stali moi rodzice. Krzyczeli, że się przeziębię, że zwariowałam i tak dalej. Dostałam szlaban na trzydzieści dni, na wychodzenie z domu i na pamiętniczek. Siedząc samotnie w moim pokoju, natrafiłam na twardą okładkę małego zeszytu, który miałam za gumką od spodni. Są w nim dziwaczne słowa, których nie rozumiem, a nie czytam jeszcze tak szybko, jak dorośli. Jednakże, gdy wyjęłam ten zeszyt, przypomniała mi się reszta historii sprzed miesiąca.
Siedziałam na tamtym strychu z Mikim, który na całe szczęście siedzi teraz obok mnie w pełni zdrów. Bałam się, że ktokolwiek mnie znajdzie, nakrzyczy na mnie, więc milczałam, ale to nic nie dało. Kroki zbliżyły się do schodów na strych, a potem z dziury wyłonił się milusi stary pan. Uśmiechnął się i zrobił mi gorącą czekoladę, żebym się rozgrzała. Opowiedziałam mu, co się stało, a on stwierdził, że to nic takiego i nawet dał Mikiemu puszkę z jedzeniem specjalnie dla kotów! Powiedział, że dawno nie miał gości, więc to on mi dziękuje za możność nacieszenia się kilkoma minutami cudzego towarzystwa oraz bycia gospodarzem. Gdy po parunastu minutach wyschłam, on odprowadził mnie do złotej bramy i powiedział, że już nigdy się nie spotkamy, więc byłby zaszczycony, gdybym przyjęła jego podarunek. Ten właśnie oto zeszyt, którego wartość ujawni się, gdy dorosnę. Jak tylko zaakceptowałam prezent (a jakżeby inaczej!), obudzili mnie moi rodzice, krzycząc do mnie mokrej i brudnej od wszystkiego.
Czyżby to był admirał Melgon?! W takim razie chyba Allamy tam nie znajdę. Nie rozumiem jednak, dlaczego już nigdy nie mam się z nim spotkać. Absolutnie tego nie czaję!
Środa, 4 listopada 1998 r.
Wertuję zeszyt i czytam o rzeczach, które przypominają mi bajki babci. Czytam o Krainie Mostów, o Krainie Nieograniczonej Wolności oraz o Krainie Wielkiego Wodza Mórz, czyli chyba admirała Melgona. Te historyjki troszeczkę się różnią od tego, co opowiadała babcia, ale tylko w szczególikach. Ponoć wielki wódz mórz opłynął cały świat mostów i stoczył tysiąc wygranych bitew z tymi, którzy chcieli podbijać wolne ludy Krainy Mostów. Nie walczył dla żadnego królestwa ani władcy. Walczył o wolność. Gdy zapewnił ją wszystkim w Krainie Mostów, jeden z uratowanych ludów pozwolił mu wejść do studni wszystkiego, gdzie spełniło się każde jego marzenie.
Jedna z opowiastek, które przykuły moją uwagę, opisuje, iż pewnego dnia Krainę Mostów zrujnowało zderzenie z innym światem. Bardzo mało osób przeżyło. Jedna rodzina uciekła przez wyrwę w rzeczywistości do tamtego innego świata, zabierając ze sobą dziecko — ostatniego spadkobiercę ludu chroniącego studnię wszystkiego.
Nie zamierzam spać, póki nie przeczytam wszystkiego!
Piątek, 6 listopada 1998 r.
Co też się stało! Dzisiaj przeczytałam na głos jedno z zaklęć wykorzystywanych przez ludy krainy mostów do rozmowy ze zwierzętami. Zaraz po tym Miki spojrzał na mnie, a jego oczy się powiększyły, jak gdyby coś go niesamowicie zdziwiło. Przemówił do mnie ludzkim głosem i chwilę porozmawialiśmy o tym, jak się mu żyje. Powiedział, że gdy powiedziałam tamto zaklęcie, poczuł, jakby coś przestawiło się w jego mózgu. Powiedział, że nagle doszło do niego zrozumienie, kim jest i gdzie się znajduje, podczas gdy przedtem czuł się, jakby we śnie!
Miki poprosił, żebym nigdy tego mu nie zabrała. Tylko że w zeszycie nie ma żadnego zaklęcia nawet na odebranie mowy zwierzęciu! Nie, żebym chciała to w ogóle zrobić. Miki to mój najprawdziwszy przyjaciel i pójdę za nim w ogień. Uzgodniliśmy, że cokolwiek by się nie stało, to nikt nie może wiedzieć o tym, że Miki umie mówić! Dałam mu swoje słowo i nie zamierzam go zawieść!
Sobota, 7 listopada 1998 r.
Mama i tata stwierdzili, że magia nie istnieje. Próbowałam pokazywać im zaklęcia z zeszytu, ale oni tak jakby udawali, że nie widzą, co się dzieje! Robią mi wodę z mózgu! W końcu mama tak się zdenerwowała, że wzięła zeszyt i go spaliła! Bardzo się popłakałam i nie zamierzam z nimi rozmawiać dłużej.
Oczywiście ani słowa nie wspomniałam o Mikim. Nie chcę, żeby mi go odebrali, tak jak całą resztę.
Wtorek, 10 listopada 1998 r.
Dzisiaj Miki szepnął mi przed snem, że dużo myślał o tym wszystkim i doszedł do wniosku, iż książka jest tylko nośnikiem. Nie rozumiałam tego słowa, ale on wyjaśnił, że być może samo przeczytanie jej, nawet bez pełnego zrozumienia, coś we mnie zmieniło, tak jak zaklęcie dało jemu rozumność i zdolność mówienia. Chciałabym.
Czwartek, 12 listopada 1998 r.
Spisałam wszystkie zaklęcia, które umiałam spamiętać. Z kilkoma pomógł mi Miki. Zrobiłam też kilkanaście kopii tych zapisków. Nie powiem, gdzie je ukryję, a niektóre ukryje sam Miki.
Stwierdziłam, że zostanę wielką iluzjonistką, a Miki będzie mi w tym pomagał. Widownie będą oczekiwały oszukania ich umysłów, że mają do czynienia z magią. Zapewnię im coś o wiele lepszego. Oszukam ich oczekiwania, że nie mają do czynienia z magią. Pokażę im to, co naprawdę chcą zobaczyć!
Allamhara brzmi doskonale! Już wiem, komu nadam to imię. Dla celów swojego bezpieczeństwa nie powinnam już w Tobie pisać, pamiętniczku, ale zachowam Cię przy sobie na wypadek, gdyby jednak. Poza tym to jedyna pamiątka po babci, jednej z najlepszych osób na caaałym świecie!