Sam fakt twojej egzystencji jest dla mnie wystarczającym dowodem tego, że nie istnieje żaden bóg. Jesteś oślizgłą, ohydną kreaturą, a myślenie o tobie jako czymś więcej, niż zepsutym robalem, przyprawia mnie o mdłości. Dokądkolwiek byś się nie udał, pozostawiasz po sobie obrzydliwy odór, który równie dobrze można uznać za pochodzący od zgniłych szczątków słonia utopionego w jeziorze benzyny. Czegokolwiek byś nie dotknął, całkowicie to psujesz — oprócz twojego odbicia, które jest rzeczą o wiele gorszą niż jakikolwiek śmieć. Już prędzej poświęciłbym trzy lata na nieprzerwanym oglądaniu Detektywa Pikachu, niż spędziłbym wieczór w jednym pomieszczeniu z tobą. Ludziom wydaje się, że kres, który przewidzieli Majowie w swoim kalendarzu, oznaczał koniec świata, ale w rzeczywistości wskazywał twoje narodziny — i tak pomylili się o kilka lat, ponieważ nic, co ma jakikolwiek związek z tobą, nie może być doskonałe.
Pozwól, że zadam ci pytanie. Czy żałujesz tego całego bólu i cierpienia, które sprowadziły na świat twoje narodziny? Czy sprawia to, że nie możesz spać? Cóż, wiedz w takim razie, że zasługujesz na każdą nieprzespaną noc, jakiej kiedykolwiek doświadczyłeś. Każdemu, kogo znasz i kochasz, przysporzyłeś niezmierzonego bólu i cierpienia. Jesteś przyczyną, z jakiej wszystkie twoje związki skończyły się odejściem drugiej osoby. Jesteś powodem tego, dlaczego twój braciszek uciekł z domu. To przez ciebie twoi rodzice się rozwiedli. Ty jesteś przyczyną tego, dlaczego w twojej okolicy mieszka dziesięciu bezdomnych. To z twojego powodu tamta miła kobieta mieszkająca obok jest wdową.
Zasługujesz na wszystko, co ci się wkrótce zdarzy. Lepiej, żebyś dzisiejszego wieczoru upewnił się, że wszystkie drzwi są pozamykane, potworze.