Ryk Wojny

tagshow

4.3 (3)

4.3 (3)

us.webp

Deszcz rozlewa się po polu bitwy, a huk wody uderzający o ziemię przerywa tylko sporadyczny świst artylerii. Sierżant wyjmuje z kurtki papierosa i bezskutecznie próbuje go zapalić w ulewie. Wolałby być na froncie, pomagając wbijać nazistom szpikulce w gardła, ale zamiast tego on i jego oddział utknęli tutaj, chroniąc parę jajogłowych, podczas gdy oni prowadzą jakieś wykopy na odludziu. Nie jest pewien, dlaczego chłopcy na górze przejmują się jakimiś kamieniami w ziemi. Mimo to, nie płacą mu za zadawanie pytań, tylko za ochronę ludzi, więc to też robi.

Para mustangów przeleciała nad głowami, wywołując głośne okrzyki radości od niektórych zielonych z jego oddziału. Kręci na nich głową, przede wszystkim z powodu lekceważenia faktu, że to operacja wykonywana po cichu, ale także z powodu nieuzasadnionej celebracji siły militarnej. Dwa odrzutowce nie zmienią przebiegu wojny, a wiwatowanie na ich cześć — gdy tysiące innych rozszarpują się nawzajem niecałe dwie mile dalej — jest bezcelowe. Wystarczy jedno spojrzenie, by nagle uciszyć swoją drużynę, która najwyraźniej jest jeszcze niezaznajomiona.

Odkłada papierosa i spogląda na swoich ludzi, tych nielicznych, których może zobaczyć, ponieważ reszta pracuje w wykopaliskach. Jeden z jego żołnierzy siedzi pod małym brezentem, przeglądając jakiś komiks; na jego froncie widnieje rysunek mężczyzny ubranego w czerwone, białe i niebieskie rajtuzy i trzymającego tarczę. To kapral, a dokładniej medyk bojowy, dobry człowiek, ale z pewnością jeden z najbardziej naiwnych chłopców, jakich sierżant widział w tym piekle. Inny z jego ludzi, młody szeregowy, kopie w ziemi, wielki brutal szybko uporał się z okopem, po czym ruszył dalej i wykopał kolejny. W krótkim czasie, jaki sierżant miał na poznanie go, przekonał się, że szeregowiec ma dobre serce, ale prosty umysł. Inny mężczyzna pracuje nad układem optycznym swojego M3 Garanda: specjalista, od jakiegoś czasu jest strzelcem wyborowym oddziału. Jest cholernie dobrym strzelcem, szkoda, że woli się wygłupiać, niż włożyć w to trochę pracy.

— Sierżancie!

Wygląda na to, że jajogłowi też nie do końca rozumieją skradanki. Sierżant podniósł się z przykucniętej pozycji i ruszył w stronę rozległego dołu, w którym inżynierowie i jajogłowi pracują razem, próbując wydobyć to, co jest zakopane, bez reflektorów i hałaśliwego sprzętu. Zbliża się do krawędzi szczeliny w ziemi, która teraz świeci nieziemsko purpurowym odcieniem, pierwotnie wykopana przez bombę krautową, dziura, która teraz się świeci — jest gotów rzucić się na dobrego doktora za włączenie reflektorów i krzyki — ale wszelkie protesty zamierają mu w gardle, gdy patrzy na to, co dokładnie świeci w dziurze.

W centrum stoi obelisk, wykuty z czarnego metalu z dziwnymi symbolami po bokach. Błyszczy się i świeci, a sierżant wpatruje się w niego osłupiały. Szuka czegoś — czegokolwiek, co mógłby powiedzieć, ale żadne słowa nie przychodzą. Dziwne zaklęcie ogarnia go, chce — nie, on musi tego dotknąć. Zanim sierżant zorientował się, co robi, już się potyka i spada do dołu. Jednak to nie sierżant dotyka jej pierwszy, lecz jakiś młody szeregowiec, którego porwała ta sama syrenia pieśń. Krzyk bólu, po którym następuje fala niebieskiej siły, rozrywa się po okolicy, przechodząc najpierw nad terenem wykopalisk, potem dalej, rozrywając pobliskie miasto, wyłączając wszystko w okolicy i jeszcze dalej, jeepy niszczą, samoloty rozbijają się na polach pod nimi, czołgi zatrzymują się, stratosfera lecąca nad głową spada z nieba.

Przez krótką chwilę panuje cisza, gdy deszcz zaczyna nagle zamierać. Sierżant mruży oczy i spogląda w stronę obelisku. Zmięte szczątki młodego szeregowca leżą roztopione przy czarnym metalem. Sierżantowi przypomniały się szczątki radzieckich żołnierzy ugotowanych przez napalm, gdy spoglądał na biednego dzieciaka. Coś go dręczy, gdy ocenia sytuację i sprawdza, czy reszcie jego ludzi nic się nie stało. Nawet bez reflektorów powinno być trochę światła z nieba. Spogląda w górę najpierw w zakłopotaniu, a potem z rosnącym przerażeniem, jego ludzie podążają za jego spojrzeniem, jedni padają na ziemię w szoku, inni krzyczą z przerażenia, a jeszcze inni, wśród nich sierżant, wpatrują się w milczeniu. Księżyc, gwiazdy, niebo, wszystko to zniknęło, pozostała tylko ciemność.


Eksperymenty z instancjami RPC-003-01 wykazały, że są one zdolne do aktywowania obiektów taumaturgicznych. Efekty TO-1298 jako ograniczony impuls elektromagnetyczny wydają się obejmować wyposażenie RPC-003-01, chociaż drugorzędny efekt zabijania wszelkiego życia organicznego w pewnym promieniu jest ograniczony tylko do aktywatora obiektu. „Mentalna przynęta” TO-1298 również wydaje się wpływać na instancje RPC-003-01, ale w znacznie zmniejszonym promieniu. Ocena RPC-003 jako potencjalnego wektora do radzenia sobie z taumaturgicznymi obiektami nadal trwa, ale są pewne nadzieje. Test-003-198-B który jest zaplanowany na 17.06.20 określi możliwości RPC-003 do okiełznania mocy taumaturgicznych.

Co ciekawe, wydaje się że Instancje RPC-003-01 zareagowały na fakt że TO-1298 zniszczył oświetlenie i rzutnik nieba. Wszystkie eksperymenty przeprowadzone do tej pory sugerowały, że instancje RPC-003-01 nie są rozumne, ale możliwe, że w naszych testach coś przeoczyliśmy.
— Dr Fisher

O ile nie stwierdzono inaczej, treści niniejszej witryny objęte są postanowieniami licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe.